Bez tytułu
Portiera nie ma i podobno nie będzie. Tego co go tak najbardziej lubiłam. Ten co to zawsze pamiętał jaki mi kluczyk trzeba podać. I uśmiechał się co rano, nawet na moją wiecznie zaspaną twarz. A kluczyk to tak bez słów, wchodząc w drzwi już miałam praktycznie w garści. On zawsze obserwował w oknie kto się zbliża i ściągał z tablicy odpowiedni. Na moją półprzytomność reagował właściwie – nie reagując. A jego „dzień dobry” to takie wyśpiewane. Nie ma go od tygodnia. Umowa się mu skończyła – nie przedłużyli. I już nie ma właściwego człowieka na właściwym miejscu.