• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

B E L I E F

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
31 01 02 03 04 05 06
07 08 09 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 31 01 02 03

Strony

  • Strona główna

Archiwum

  • Styczeń 2008
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Styczeń 2007
  • Listopad 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Czerwiec 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003
  • Sierpień 2003
  • Lipiec 2003
  • Czerwiec 2003
  • Maj 2003
  • Kwiecień 2003
  • Marzec 2003
  • Styczeń 2003
  • Grudzień 2002
  • Listopad 2002
  • Październik 2002

Archiwum sierpień 2006


Bez tytułu

(…) dziwnie się srebrzysz aniele mój

w tęczowym piórze

nade mną góry wieżyce miast

nade mną

błękitne szerokie okna

i jasne smugi od lamp

i twoja postać, jasna postać (…)

 

Te słowa i ten obraz się skomponowały w mojej głowie. Zdrętwiałe myśli. Zimno.

 

29 sierpnia 2006   Komentarze (3)

Bez tytułu

Przesycenie chodzeniem, a ciągły niedosyt gór. Trzeba by tam mieszkać aby czuć je zawsze gdzieś blisko. Trzeba by się zatrzymać… A nasz kolega – organizator, miał do zrealizowania plan. Udało się dzięki naszym i jego nogom, i sprzyjającej pogodzie… Huculszczyzna to miejsce gdzie czas ma zupełnie inny wymiar. Ludzie przemieszczają się wszędzie na własnych nogach robiąc przy tym dość odległe kilometry, żyją ze zbieractwa i hudoby, i wszystko namiętnie grodzą – płoty, płoty i jeszcze raz płoty, wszystko jest spasione i jednocześnie osrane, obijają domy blachą i przy tym swoim prostym skromnym życiu są sympatyczni i mili. Niesamowite i wręcz zabawne w Ukraińcach jest to, że są bardzo przyjacielscy i zawsze chcą dobrze, ale wychodzi zazwyczaj na odwrót, coś pomieszają, pozmyślają, przekręcą.

Trochę wiatru (oj wiało, wiało…), trochę deszczu, dużo słońca – tak wyglądał bilans pogodowy. Cisza, spokój, szmer strumyka… Pierwszego turystę spotkaliśmy dopiero w czwartym dniu na granicy ukraińsko – rumuńskiej, kompletnie niestrzeżonej zresztą. Za to towarzystwo krów, byków i koni mięliśmy nieprzerwanie. Jeden nawet buhaj zasadził się na nasze obozowisko, uszkadzając koledze namiot, na całe szczęście nie zrobił większych szkód.  To nie są góry z wyznaczonym szlakowanymi drogami. Nie raz przedzieraliśmy się przez wysokie trawy, rwące strumyki, las kompletnie zawalony przez zrąb i stare walące się drzewa. Pełna różnorodność, nie zawsze oczekiwana i lubiana. Zmęczenie osiągnęło u mnie apogeum w szóstym dniu nieustannej wędrówki, wtedy uznałam za stosowne zrobić wykład na temat używania pewnych określeń typu „blisko”. Jednak to samo zmęczenie wynagradzane było pięknymi widokami i satysfakcją ze zrealizowanej drogi.

Siedząc tutaj wcale nie czuję się wypoczęta. Wszystko jakieś takie niewspółmierne. Psychika oddalona od problemów bieżących – była, nastał czas teraźniejszy, tu czas płynie dość wartko. I moje biedne pięty, które katuje niestety już zakładanymi czółenkami. Mam ochotę jeszcze gdzieś wpaść w zapomnienie, na swój własny kształt, w swoim własnym świecie.  

 

29 sierpnia 2006   Komentarze (3)

Bez tytułu

Zadzwoniła w niedziele. Zapytała czy nie wybieramy się nad wodę. Taki mieliśmy plan, w czterech ścianach, gdzie grzeje od sufitu nie bardzo da się wysiedzieć w taki skwar. Znaliśmy ją ze ściany. Kiedy ja zaczynałam Ona już przechodziła sufity, jednak w prawdziwych skałach zupełnie się gubiła i psychika Jej nie wytrzymywała, robiłyśmy wówczas te same drogi. Wspinanie miało być terapią na Jej alkoholizm. Już rzadko kiedy jest. Kiedy wsiadali do samochodu była pobudzona, taka inna niż zazwyczaj ją znaliśmy. Dziewiąta próba samobójcza, szpital, prochy antydepresyjne, takie było rozwiązanie zagadki Jej niecodziennego zachowania. Przedwcześnie dojrzała. W wieku dwudziestu jeden lat miała za sobą ćpanie, dziecko urodzone w wieku szesnastu lat, matkę alkoholiczkę, rozwód rodziców, własne pijaństwo, kolejne próby samobójcze, depresje… Miała też wiele wspomnień: dużo starszych dobrych przyjaciół – większość już nieżyjących albo siedzących w więzieniu, prawdziwe punkowanie, włóczęgowanie za przysłowiowy grosz, koncerty, ostre imprezy, ostre zjazdy… i gdzieś tam zatrzymała się. Dziecko niepogodzone z własną dorosłością. Nieszczęśliwe.

Co dzień przechodzę obok mieszkania Jej babci. Często ta starsza chora kobieta krzyczy z okna, złorzecząc każdemu przechodniowi.  Wtedy przychodzi mi Ona do głowy, i to że schizofrenia bywa dziedziczna…

 

10 sierpnia 2006   Komentarze (3)

Bez tytułu

W końcu wyczekana leniwa sobota. Wśród dźwięków, kobiecych ciepłych głosów, którymi można się otulić, zapachu smażonych pomidorów, czosnku na palcach, huśtania na krześle, spokoju pod powiekami…

 

„Mam kota

na gorącym dachu mojej głowy

on czuwa nad smakiem i kolorem moich nocnych spraw…”

 

05 sierpnia 2006   Komentarze (5)
Belief | Blogi