Bez tytułu
Dotyka jak nikt inny na świecie. Jakby w jakiejś części swojego istnienia był zarazem i moim. Każdy ruch palcem po mojej skórze to jak muśnięcie pędzla, jakby tworzył jakieś wielkie dzieło. Starannie i z wielką czułością, by za chwilę wyzwolić ogromną ekspresje spod palców. Moje ciało jak szkicownik, wielki brulion gdzie kreśli pierwsze kreski, jak płótno, na którym pojawią się różne kolory farb. Intensywność barw, ich nasycenie zwiększa się przy kolejnym ich nałożeniu, jasny róż staje się ostrą czerwienią, pistacja rodzi się na nowo będąc zielenią, błękit skrapla się do postaci szafiru, wyblakła żółć zaczyna swój śpiew niczym kanarek… Coraz mocniej jednak ciągle delikatnie, zarazem jak muśniecie wiatru, jak mgiełka, i tym samym jak przepływający chłodny strumyk, jak trawa pod stopami czy słońce nad głową. Jednym gestem, jednym pociągnięciem palców ze spokojnego morza mojego ciała uczyni sztorm, jednak i dając poczucie niekończącego się bezpieczeństwa, w tamtych chwilach...