Bez tytułu
Poranne powitanie w postaci sterty papierów na biurku. Z czego większość z adnotacją pilne. Dostałam mdłości. Sortowanie tego zajęło mi dłuższą chwilę. Naprawdę pilne i szybkie w wykonaniu na biurko, mniej pilne pod biurko czyli te do dni 30 – stu, zaglądnę jak będę sobie chciała zepsuć humor, i na końcu te, które wzbudzają mój niekłamany wstręt i nie powodują upływu terminu do szuflady jak najgłębiej, kiedyś tam zajrzę… Potem jeszcze czulsze powitanie przez współpracowników „nareszcie jesteś, pamiętaj trzeba zrobić to i tamto, przyjdzie ten i owen” na co uśmiecham się sympatycznie. Otrzymuje duża dawkę informacji na temat stosunków międzyludzkich panujących w firmie zanim zdążę o cokolwiek zapytać, na zapas jakbym zapomniała, bo raczej nikt nie bierze pod uwagę mojego słabego zainteresowania. Jeszcze tylko pozostaje mi wyczerpująca odpowiedź jak minął urlop lakonicznie w stylu „a dziękuje dobrze” i chwila spokoju. Stęskniony informatyk zaprosił mnie do siebie, aby mnie szczegółowo zapoznać z nowym programem, jakbym miała zastępstwo jego osoby wpisane w zakresie swoich czynności. Jednym słowem czuje się dowartościowana i no potrzebna.
Jeden pozytyw – bezpośrednia przełożona na urlopie i chwała jej za to.
I jak nie lubić powrotów.
Jak mawia moja koleżanka: Ave Caesar, morituri te salutant.