Bez tytułu
„Wielki talent to tylko wielka niecierpliwość.” A gdyby tak odwrócić to powiedzenie Alfonsa Allais’a…
I jeszcze ładne - niedołujące zdjęcie.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 |
03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 |
10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 |
17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 |
24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
„Wielki talent to tylko wielka niecierpliwość.” A gdyby tak odwrócić to powiedzenie Alfonsa Allais’a…
I jeszcze ładne - niedołujące zdjęcie.
Cóż znaczy poezja?
Pociąć tęcze na małe kawałeczki, na najdrobniejsze. Potem przeanalizować każdy jej kolor. Pod światło spoglądać i słońca, i księżyca. Nie dostrzegając nic szczególnego, żadnych oznak życia. Przemieszać w kuble na śmieci dokładnie by stworzyć jednolitą, gęstą, paskudną, burą papkę. Potem wyrzucić w przestrzeń bezdenną, skąd nawet cichy szmer nie dobiegnie…
Tyle znaczy poezja.
Zapytał mnie kiedyś: to właściwie co chcesz robić w tym domu w górach? Postawił moje marzenie w stanie gotowości, wymagalności. Tak… mi się marzy dom, po prostu mały drewniany domek. Własnoręcznie urządzony. I nie ma zasłon w kolorze bordowym czy jakimkolwiek innym, ale ma lampkę i nocny stolik. I nie piszę, maluję, liczę, czy siedzę, i nie ma u boku nikogo. Nie wiem co robię, bo jestem tam tylko czasem. Jestem tam w swoich marzeniach z czarnym kotem miauczącym obok w zimowe wieczory. I w okno spoglądam i mam to co kocham w zasięgu wzroku. I jest zimne piwo w lodówce i czajnik grzeje się w kuchni na herbatę. Skrzypiąca podłoga. Ciepły piec, który wygasa o poranku. I nie myślę o realizacji, jeszcze nie.
Kiedy śpię do południa, reszta dnia jakby na jawie. I nic mnie już nie obudzi. Na dźwięk słów w słuchawce „będę za dziesięć minut” wzruszenie ramionami, gdy ja jeszcze w koszulce a łóżko niezaścielone. Wszelkie czynności wykonuje powoli i stoję sobie obok patrząc na siebie. Kawa czy kaw pięć bez znaczenia, powieki ciągle snem spowite. Dobrze mi tak.
Me ciało na pół. Przecinam palcem ostrym jak nóż delikatnie by nie uszkodzić naskórka, i rozgrzanym mocno do czerwoności. Na prawą i lewą stronę. Zaczynając od czoła, przez nos i kontur ust. Zahaczając o brodę po biel szyi. Rozdzielając piersi wcale nie bliźniacze, pozostawiając ręce każda po swojej stronie. Do epicentrum świata zmierzając, mojego świata, gdzie zmysły skumulować się postanowiły.