Bez tytułu
Prowokacja ! Słońce na twarzy, rześkie powietrze, szmerek w głowie. Zamknąć oczy, nabrać tlenu w płuca i pójść, pobiec, trzymając się jak niewidzialnego sznura tego odżywczego powietrza. … Pobudka – kolejne centymetry białego szaleństwa.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
28 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 |
14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 |
21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 |
28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 | 03 |
Prowokacja ! Słońce na twarzy, rześkie powietrze, szmerek w głowie. Zamknąć oczy, nabrać tlenu w płuca i pójść, pobiec, trzymając się jak niewidzialnego sznura tego odżywczego powietrza. … Pobudka – kolejne centymetry białego szaleństwa.
25.02.2005
Zaprzeszłość powoduje definitywny koniec, przeterminowanie. Tak trudno zrozumieć? Paradoksalnie im bardziej zagospodarowane dni tym coraz bardziej czuję się zagubiona w czasie. I kiedy jestem u kresu sił znajduje się chwila kiedy dochodzą mnie wszystkie głosy z mojej głowy i okazuje się, że zaczyna się wylewać. Autobus i króciutkie wariacje czasowe.
A teraz czas na polne melodie Kwartetu Jorgi.
Pomiędzy Jego szyją a ramieniem jest miejsce przeznaczone dla mnie. Tam mogę się schować.
„Na życie bowiem, podobnie jak na obrazy, należy patrzeć z odległości czterech kroków, nawet jeśli mamy sposobność ich dotknąć, powąchać i posmakować.”
Taki cudownie leniwy dzień był mi potrzebny. Aż nie chce mi się myśleć, że praca domowa czeka.
Może do następnej takiej zimy wynajdą już teleportacje. Nie potrafię funkcjonować w taki mróz. I pomimo ciągłego przemieszczania się na niedużych odcinkach wcale nie jest mi cieplej. Oblodzone chodniki przyprawiają mnie o grymas boleści na twarzy. Codzienne spacery już męczą. I się powoli zaczyna wszystkiego odechciewać. Od porannej sobotniej kawy do kolejnej porannej sobotniej kawy… I... byle do wiosny.