Ten suszący się wrzos zaskoczył mnie swoim intensywnym zapachem. Nagle przypomniał mi się zapach kosówki. Taki delikatnie mleczno miodowy, specyficzny właśnie dla niej i jednie w pewnych miejscach. Długo się zawsze zastanawiałam gdy przechodziłam co tak pachnie. Nic innego nie wymyśliłam – to musi być kosówka. I ten wrzos w zamkniętym pomieszczeniu roztacza właśnie ten zapach.
Piątek. Ciężki poranek. Pomyliłam się, drobnostka, trafiłam z tym błędem na niewłaściwą osobę, przeprosiłam, poprawię (i tak bym poprawiła bez względu na cokolwiek), nie nie wystarczy, trzeba mi publicznie wymierzyć chłostę. Ciekawe jak będzie się im to podobać… Są śmieszni w swoim zadufaniu. Tak to się nazywają „współpracownicy”, mówią o sobie „koleżanki z pracy”. Mam tam u nich już chyba całkiem grubą kartotekę. Chore, obsesyjne dla niektórych miejsce. Za to spokojne popołudnie. Potem długa kąpiel. Teraz ulubiona błękitna męska koszula. Closing Time. Żywiec.