Bez tytułu
Gliny rdzawej dwie garstki, modeliny różowej odrobinkę, garść popiołu, kapkę ulubionych perfum, zielonej herbaty dwie krople, plunąć trzy razy… bezkształtna masa tęsknoty.
„Postrzegłem, iż przez sen jakby z rozmysłem sunie wierzchem dłoni po oczach, nie inaczej aniżeli jej matka. Pomyślałem, jak widok ten wzruszał będzie przyszłego małżonka: całkiem tak samo, jak mię ten gest wzruszał u Liz.”
Gest, ten gest, świadomy, nieświadomy, mój, jego, dla niego. Najbardziej lubię ten „dla niego”, gdy w obu dłoniach ujmuje jego twarz, kciuki trzymając w kącikach jego ust.
Już chyba o wszystkim napisano. W taki czy inny sposób nawet to czego opisać się nie da. We wszechświecie panuje powtarzalność. Czy myśl może być moja tylko dlatego, że ja ją pomyślałam w danym momencie? W przeciągu sekundy, jednej setnej sekundy, jednej milionowej? Czy może być identyczna? Czy chodzi o treść czy samą formę? Kolega miał taką zabawę: na przykład biorę prysznic i zastanawiam się ilu ludzi jeszcze to robi na całym świecie w tym właśnie momencie. Myśli były dla niego budujące. Coś w stylu "nie jestem sam".
„Dlaczego pszczoły robią miód? Podobno nie psuje się nawet przez tysiące lat. Są tacy, co kosztowali miodu z grobowców faraonów. Twierdzą, że boski.”
Zapachniało tartakiem. Skąd bierze się ten zapach? Z drzewa, z drzewa, wyciętego, pociętego. Jest piękny. Mogłabym pachnieć drzewem. Powiedzmy perfumy o zapachu brzozy…
„Nowy Świat. Nowe życie – nowe imię. Wszystko zapomnieć. Zacząć od początku. Czy to wykonalne? Zawsze coś zostaje.”
Rozproszona jestem. Na wielu ludzi, na miejsca różne, miasta, czynności, te rzeczywiste i wirtualne, uciekam DO ludzi a zarazem w głąb własnej samotności. Jestem jakby z podwójny albo potrójnym dnem.