Bez tytułu
Mgła wcale nie przyjemna w dotyku, zimna i gęsta. Po obu stronach ścieżki pola miodowej wysokiej trawy sięgającej mi do pasa. Cudownie kontrastuje się z tym rozlanym mlekiem. Idę z rozpostartymi rękami głaszcząc ją. Dotykam wszystkiego. To ten zmysł, którym wydaje mi się, że jestem w stanie poznać najlepiej. Mży, jest błotnisto, boli mnie żołądek, jest paskudnie i jest pięknie równocześnie. Kiedy wyłaniałam się z tej trawy przed sobą widzę mężczyznę w kapturze, wyglądał jak jeden z tych tajemniczych wędrowców. Swój kaptur naciągam wówczas jeszcze mocniej. Wędrowcowi towarzyszy karzełek pełen obaw czy podoła w tej wędrówce. Wędrowiec obdarzył mnie swoim tajemniczym uśmiechem. Momentami ogarniała mnie ochota by położyć się pod iglakami, gdzie łoże usłane z opadłych igieł albo na tych intensywnie rdzawych liściach. Rozsiadam się w lesie na pniu, podnoszę z ziemi garść kolorowych liści. Koniec? Czy może początek?
Dodaj komentarz