Bez tytułu
Kończy się dzień… gdyby było to takie proste: zrywam kartkę z kalendarza i upinam w zeszycie wspomnień lub po prostu mnę i wrzucam do kosza...
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 |
14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 |
21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 |
28 | 29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 |
Kończy się dzień… gdyby było to takie proste: zrywam kartkę z kalendarza i upinam w zeszycie wspomnień lub po prostu mnę i wrzucam do kosza...
Kiedyś ktoś zapytał, dlaczego tak często mrugam oczami…. Lubię zamykać oczy, uczucie delikatnego łaskotania i trzepot rzęs. Zamykam… otwieram… opadające powieki pieszczące gałki oczne. To takie na pograniczu zmysłowości.
Na chodniku leżał martwy ptak. Czyżby zapomniał jak się lata? Czy można zapomnieć naturalne czynności? Wydawałoby się, że nie. A jednak jest to zupełnie możliwe. Wydarzenia, zjawiska, które nas przerastają, które powodują, iż się zatrzymujemy w miejscu. Coś przesyła do naszego mózgu informacje o niezwykłości napotkanego stwora i paraliżuje cały system. A to wystarczy… by nigdy więcej nie otworzyć oczu.
Jestem głodna. Wraca apetyt powoli. Apetyt na życie, na emocje, na wszystko co może mi przynieść ten świat łącznie z jego ciemnymi stronami. Z reguły nie lubię fast foodów i nie jadam tam. Nie wrzucam w siebie całego tego śmietnika. Lecz jakoś kiepsko zaczęłam zaspokajać swój pierwszy głód, tym co było najbliżej. Wygodnictwo. Lenistwo. Jakkolwiek to nazwać to był niezbyt dobry pomysł. Kryje się we mnie takie etiopskie dziecko, wychudzone, wygłodzone, któremu oczy błyszczą na widok jedzenia. Wiem, zalecają miarowe jedzenie stopniowo wydzielanie po kawałku, żeby nie doszło do zatrucia organizmu. Kiedy rozglądam się wokół to wszystko mnie nęci… kusi... zapominam, ze to tylko kolorowe obrazki, śliczne opakowania, wszystko naszpikowane konserwantami, sztuczne, dobrze przygotowana reklama, i wtedy rączka sięga po to co z brzegu… byle dużo… i muszę się opanować… gdzie mój wyłącznik?
Przy sączącym się z głośników dźwięku Dżemu sentymentalna podróż wstecz. Lampka wina, zapalona świeca. Teraz nie jestem już dla nikogo Viktorią. Nie ma rąk w górze, nie ma śpiewu przechodzącego w krzyk. „Zostałem sam…” Kiedyś też i gitara brzmiała tylko dla mnie. Takie małe koncerty dla jednego słuchacza. Skulona w kącie przykryta ciepłym kocem otoczona dźwiękami przebywałam w jakimś innym wymiarze. Jego palce delikatnie przebiegały po strunach tak samo jak i pieściły moje ciało… Nieobecni, zajęci muzyką a jednak tylko dla siebie.
„Kiedy byłem mały, zawsze chciałem dojść na koniec świata…” … tak mocno nadal chcę….
Obrzydliwy czarny pająk rozpoczął swój spacer po mojej nodze. To coś, co jest mi wstrętne a na co pozwalam. Stawia powoli swoje kroki tymi kosmatymi łapkami. Pomalutku ale do przodu. Mój wzrok pełen obrzydzenia nie robi na nim wrażenia. Jakaś determinacja pcha go w górę. Czasem zatrzyma się by odpocząć, nie cofa się. Odruch wymiotny każe mi odwracać głowę w drugą stronę by za chwile spojrzeć jak już daleko zaszedł. Zostawia ślady na mojej skórze, które tylko my dwoje możemy dostrzec… nie zabije go … strzepnę gdy dojdzie za daleko.