Bez tytułu
Poranek. Zaczepnie pozostawiam na pościeli białe nagie ramię… kusząco, prosząco… żeby choć na krótką chwilę opóźnić Jego wyjście. I wtedy za każdym razem… otwiera mnie szeptem, szelestem słów swoich miękkich. Albo kluczem jest dotyk, muśnięcie…
Wśród papierów, cyfr, nie ma czasu na takowe się rozmarzanie. I tylko w czasie między dwiema mikrymi cząsteczkami czasu pozostają przymknięte powieki… I tak, pora wrócić jeszcze do pracy.