Nie śpię… a już wydawało mi się, że nauczyłam sen przychodzić o właściwych porach, kiedy tego potrzebuję. Zmęczona całym tym świętowaniem, teraz będę potrzebowała dopiero odpoczynku. Rodzinny jazgot, rozmowy o niczym, totalny bełkot. Gdzieś pośrodku, pomiędzy uszczypliwymi wujkami i nieszczerze uśmiechniętymi ciotkami, znajomymi nieznanymi rodziny, skwaśniałymi żonami a pijącymi mężami, rozbrykanymi cudzymi dzieciakami, znudzonym rodzeństwem. Tu rozmowa o pogodzie, tam o przyszłym wejściu Polski do Unii, gdzieś o ostatnich trendach w modzie, gdzie indziej o wychowaniu potomków. Napijmy się, zjedzmy coś i zróbmy rundkę po tym całym towarzystwie. Tu zdanie tam dwa… Potem należy pomóc gospodyni posprzątać ten cały kram i wrócić do własnego łóżka. Szkoda tylko, że poduszka taka twarda… że powieki, które tak ciężkie nie czują snu.