Bez tytułu
Odmykanie następuje powoli i z gracją. Zapachy zostały uwolnione ! Smród małomiejski pozostawiam za sobą. Powietrze smakuje na języku. Orzeźwiające. Głęboki wdech… jakbym radością wypełniała płuca… Oddalając się od ludzkich siedlisk chłodniej. Ziemia jeszcze zimna. Za zimna by na niej się kochać… Spacer na most – coroczna inauguracja odpuszczenia zimna. Ścieżka ledwo widoczna. Wyrosło małe osiedle: dom, zaorane pole, dom, dom, zagrodzony teren, tabliczka z napisem: sprzedam, kolejny dom… Psu dałam sposobność do poszczekania, leniwiec nawet nie podszedł do bramki. W końcu most – strachy i lęki dzieciństwa. Oby mostu nie rozebrali. Krótka rozmowa z rzeką. A księżyc przepadł bez wieści… Zapach wypalanych traw roztacza się szerokim łukiem, dosięga i mnie, i rozpościera kuszącą wizje ogniska… Gdzie jesteś? – na wale. Gdzie? … – niewtajemniczony. Piski ptaków – może właśnie straciły gniazda…
– Żywiec poproszę. I czekoladę truskawkową. – kwintesencja.