Bez tytułu
Pogrąża, pożera... Przypływ, odpływ… płytki oddech, urywający się w połowie… Ktoś obudził uśpione przeze mnie demony pożądania. Siedziały spokojnie i cichutko na tej najwyższej, niedosięgłej półce, a On jakby wiedział, ze właśnie tam są, że czekają na niego… jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki rozpostarły swoje zmięte kolorowe skrzydła… Smak skóry delikatnie słony, kolor oczu bezkresny ocean, usta o zapachu truskawek… słowa wysączone powoli do mojego ucha jak trucizna…
Pozostawił czasowi z rozsypanymi włosami w nieładzie…czekać… czekać… czekać…