Tak.. dwa lata pracy w stolcu z czego połowa pod znakiem radia jazz. Siedziałam sama najpierw w wielkim pokoju, potem przez chwilę była ze mną jedna pół etatu, potem przenieśli mnie do znacznie miejszego. Kilka miesięcy znów sama. W końcy raj się skończył - dokwaterowali mi jakiegoś socjologa z Lublina. Nie byłam zadowolona, nie chciałam z nim gadać i spacyfikowałam go, właściwie bez słów. Codziennie włączałam radio na tę stację właśnie. Sądziłam, że katuję go tą muzyką, bo przecież prawie nikt jej nie lubi. Jak już pod koniec istnienia naszej instytucji porozmawiałam z nim \\\"łaskawie\\\" kilka razy, okazało się, ze lubi jazz, nawet mi kilka fajnych płyt podrzucił do przegrania... Dziś mam radio wyłączone. Znów ciszy mi trzeba... Właściwie nie jej, ale tylko ją mogę dostać w tej chwili.
w Wa wie też nie wszędzie dociera
Dodaj komentarz